Cisza
Cisza.
Podobno tym, którzy lubią ciszę tylko się tak wydaje. Podobno po kilkunastu nawet minutach w absolutnej ciszy ludzki mózg zaczyna wypełniać pustkę – dźwiękiem pulsującej w żyłach krwi. Podobno po kilkunastu godzinach człowiek zaczyna wariować.
Złośliwy mógłby powiedzieć, że po czterdziestu dniach w ciszy i pustce pustyni nie tylko Jezus mógł zobaczyć szatana.
Myślę, że to coś więcej. Tak jak – pozostając niewierzący – „Kuszenie Jezusa” postrzegam jako metaforę: walkę z kompleksem Boga i pokusą władzy nad innymi.

Nie spędziłem w ciszy kilkunastu godzin, chociaż dałbym wiele, abym mógł. Odchodząc wiedziałem, że potrzebuję więcej. Gdzieś między sawanną a pustynią Namibii siadłem na chwilę, rozgarniając kamienie ledwie na tyle, by nie uciskały skóry. Siedziałem i słuchałem.
Kamienie wokół znaczyły piasek jak rozrzucone ręką żniwiarza, skrytą pod kurzem, półszlachetną tęczą kolorowych kruszeni. A w oddali, w oddali mirażem łamał się horyzont rozgrzanego powietrza.
I nie było tam nic. Tylko ja i krajobraz. Niemy film.
Nie chodzi chyba o patos ani nawet o cisnący się na klawiaturę banał, że „w dzisiejszych czasach” tak nienaturalna jest dla nas cisza.
Chodzi o tę prostą myśl, że absolutną ciszę, jak pustą kartkę, wypełniamy sami. I chociaż drapie mnie lekko za uszkiem obawa, że to objaw schizofrenii, myślę że taka cisza to rozmowa ze sobą. I właśnie dlatego dałbym wiele, aby trwała dłużej.
Nie mam zapędów proroczych, więc nie dałbym sobie nawet miesiąca. Dałbym dzień i noc, może tydzień. Być może bardzo szybko zacząłbym żałować, ale coś podpowiada mi, że wróciłbym inny. Nie diametralnie; raczej jak wtedy, gdy wychodzi się od przyjaciela czy księdza po głębokiej rozmowie, od dziewczyny po burzliwym rozstaniu i spoglądając w mgłę parującego oddechu ma się wrażenie, że jakieś kółko zębate w środku - choćby nieduże - przeskoczyło.
Wstając więc i wracając do samochodu, który w księżycowym obrazie niósł emocję obcej inwazji zastanawiałem się : które kółko by to było.
Będę musiał wrócić do tej ciszy.